Obserwatorzy

wtorek, 9 stycznia 2018

Najbardziej psia książka tej zimy

Kiedy Pulet postanowiła dać mi kilka buziaków <3.
Czy zadowoli Was, jeśli powiem: to najcieplejsza, najsłodsza i najbardziej psia i puchata książka tej zimy?
Niestety, podejrzewam, że nie, a to najlepiej ją opisuje.
Otóż mowa o „Psiego najlepszego”. To powieść, która jest niesamowicie mięciutka. Tak mięciutka, jak najprawdziwszy szczeniaczek. Radosna jak psi nos, zaglądający rano pod kołdrę. Zabawna niczym ruchliwy ogon psiaka, gdy zobaczy nas po długiej, bo aż półgodzinnej nieobecności w domu.
Głównym bohaterem jest Josh – wydaje się być zwykłym facetem o złamanym sercu. Od pewnego zdarzenia prowadzi monotonne, uporządkowane życie. Wszystko zmienia się, gdy w jego domu pojawia się pies – jak się on tam znajduje, jaki jest ani co zmienia w życiu Josha Wam nie zdradzę. Dodam jedynie, że z jednego psa towarzystwo mężczyzny zmienia się w całe psie stadko, czasem z piękną kobietą w bonusie 😊. Chętnie opowiedziałabym Wam całą historię, ale jaką mielibyście wtedy przyjemność z lektury? Mam nadzieję, że taki mglisty zarys zachęci Was do otworzenia książki.
Jak wiadomo, życie nie jest idealne. Codzienność Josha też nie jest sielanką. Zmaga się z przeszłością, mniejszymi i większymi problemami, niezręcznymi sytuacjami. Jednak jest to osoba o niezłomnym charakterze. Nie jest bez wad, ale mimo to bardzo go polubiłam. Chciałabym mieć takiego kumpla. Tak, właśnie kumpla. Po pierwsze, bo ja mam swoją drugą połówkę, a po drugie… No, tego Wam nie powiem, ale możecie sami się przekonać, otwierając jedyną w swoim rodzaju świąteczną psią opowieść.
Właśnie, to ważna kwestia – jeśli chodzi o świąteczność powieści, to faktycznie, jest to wspaniała książka na ten czas, ale nie tylko. Można ją czytać w dowolnym momencie, nie jest to typowa, bożonarodzeniowa opowieść. Sprawdzi się nawet w upalny, letni dzień 😊.
Jeśli chodzi o lekturę książki przez dzieci, również polecam. Z moich doświadczeń z bratem wynika, że właśnie w wieku około 10 – 12 lat młody czytelnik może w pełni skorzystać z uroków powieści i pokochać czworonożnych bohaterów całym sercem.
Styl jest lekki i dowcipny, a sama powieść pozbawiona nienaturalnych i sztucznych sytuacji. Można postawić siebie w miejsce dowolnego bohatera i doskonale rozumieć jego reakcję. Część rzeczy wyjaśnia się samoistnie, tak jak to bywa na co dzień. Właśnie tym zauroczyła mnie książka. Wszystko w niej jest prawdziwe, nic nie jest na siłę wymyślone, brak tu wstawek podbudowujących napięcie, które zupełnie nie byłyby realne. Nie znaczy to, że w stu procentach możemy przewidzieć, co się wydarzy. Czasem się domyślałam, ale bywało, że byłam kompletnie zaskoczona.
Żaden z bohaterów nie jest kryształowy, ale każdym kieruje jakiś cel. Przy tej książce można śmiać się i płakać ze wzruszenia. Jeżeli to naprawdę „Był sobie pies” na święta, to cieszę się, że ta książka jeszcze przede mną. Tę opowieść pokochałam całym sercem.
Miłość do drugiego człowieka lub do spotkanego na ścieżce życia zwierzęcia jest tak nieoczekiwana, że trzeba z niej czerpać pełnymi garściami. W pełni oddać się temu uczuciu, pozwolić, by nami pokierowało i pomogło być dobrą osobą. Nikt nigdy nie powinien zostać sam ani czuć się odrzuconym przez kogoś, na kim mu zależy. W. Bruce Cameron opisuje to tak pięknie, że chce się żyć, kochać, być kochanym i dawać z siebie jak najwięcej dobrego. Niech ktoś tylko powie, że książki o zwierzętach są tylko dla dzieci. Ja osobiście nigdy, przenigdy nie zgodzę się z interpretacją zwierzęcych bohaterów jako postaci nadających się jedynie do bajek. Nigdy nie myślałam w ten sposób, a po „Psiego najlepszego” jestem tego pewna jeszcze bardziej.




wtorek, 2 stycznia 2018

Noworocznie, przesyłkowo :).

Witajcie w Nowym Roku, kochani!
Jak spędziliście Sylwestra? Dobrze weszliście w rok 2018? Ja jak najbardziej 😊. Sylwestra spędziłam w bardzo miłym towarzystwie i z takim powitaniem Nowego Roku, następne 12 miesięcy musi być udane! 😊
Chciałabym się Was spytać o noworoczne postanowienia. Uważacie, że dobrze jest jakieś mieć, czy to bez sensu? Ja myślę, że dla jednych faktycznie mogą być one motywujące, ale drugim w niczym nie pomogą, a wręcz można poczuć się sfrustrowanym, nie mogąc podołać swoim wymaganiom. Jeśli chodzi o mnie, chcę tylko robić to, co robiłam dotychczas – tylko więcej i lepiej!
Podsumowując rok 2017, wiele się w nim nauczyłam. Poznałam kilkoro nowych osób, ale nie zapomniałam o starych przyjaciołach, z którymi chciałabym się częściej widywać, ponieważ są częścią mnie. Mam wrażenie, że w tym roku stałam się doroślejsza, co nie znaczy, że straciłam ochotę na dobrą zabawę i zdobywanie po kawałku świata. Przeżyłam fajne wakacje, pierwszy raz tak dużo pracowałam i odkryłam nowe umiejętności. Znalazłam też parę rzeczy, które chciałabym przetestować i zaplanowałam podróże na 2018. Mam kilka nowych marzeń, na przykład pomysły na kursy, jakie chciałabym odbyć. Liczę, że dam z siebie wszystko i że za kolejny rok będę wiedziała i umiała więcej. I że nikogo i niczego nie zaniedbam. Że przejdę przez ten rok bez większych kłótni i będę okazywać wszystkim wiele zrozumienia i serca. Że o niczym ważnym nie zapomnę i że dokonam czegoś, co dla mojego życia będzie przełomowe.
Mam nadzieję, że przyszły rok będzie mój! Że spełnię kilka marzeń, odwiedzę kilka nowych miejsc i że pozostaną przy mnie ci sami ludzie, którzy są ze mną już od wielu lat.
Na dobry początek roku wstawiam recenzję powieści, która niesamowicie mnie zauroczyła. Życzę miłej lektury 😊.

Uwielbiam powieści nieoczywiste, w jakiś sposób symboliczne, z drugim dnem. Takie, które nie pozwalają się od siebie oderwać, a po zakończeniu na długo pozostawiają po sobie ślad. Lekkie, ale nie naiwne. Mówiące o ważnych sprawach wplecionych w codzienność. Dokładnie takie, jak „Biuro przesyłek niedoręczonych” Nataszy Sochy.
Po pierwsze, nie mam pojęcia, czemu nie przeczytałam tej książki w zeszłym roku. Chociaż z perspektywy czasu nie żałuję. O 12 miesięcy przesunęłam przyjemność, jaką czerpałam z powieści, a jest to powieść niesamowita, inspirująca, jedyna w swoim rodzaju. Taka, do której zakończenia nie chce się dotrzeć. A zarazem bardzo się chce. Każda z postaci jest niepowtarzalna. Tak jak w prawdziwym życiu, każdy jest inny. Wspominałam kiedyś, że nie lubię postaci płytkich, do bólu przewidywalnych. Przy lekturze „Biura…” nie trzeba się tego obawiać. Każdy z bohaterów ma swoje przyzwyczajenia i cechy charakteru, czyniące ich spójnymi i rzeczywistymi. Jednocześnie każdy ma swoje sekrety, co z kolei zapewnia brak monotonii i chęć poznania nowych, książkowych znajomych lepiej, lepiej i jeszcze lepiej. Nie ma tu postaci idealnych, za to jest parę naprawdę bardzo tajemniczych…
Akcja opowiada równolegle kilka historii. Postacią, którą wielu czytelników z pewnością uznaje za główną, jest Zuzanna. Nie wiemy, co skłoniło dziewczynę do przeprowadzki z dużego Miasta do małego Miasteczka tylko po to, by rozpocząć pracę w biurze przesyłek niedoręczonych.
Mila… Jak udaje jej się pozostać niezauważoną przez szefową biura?
Jaki tak naprawdę jest sąsiad Zuzanny, pan Stanisław?
I kim właściwie są Tekla i Gaspar? Jak można nazwać uczucie, które ich połączyło?
By poznać odpowiedź na te i inne pytania, należy zajrzeć do książki. Zapewniam, że warto.
Przejdę teraz do stylu. Jest jedyny w swoim rodzaju. Przyznaję, że to pierwsza książka Pani Nataszy, z którą miałam przyjemność. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że nie ma osoby która nie przeczytałaby tej powieści jednym tchem. Ledwo weźmiemy ją w ręce, a połowa stron zostaje za nami. A my chcemy czytać dalej, bo niepewność o losy bohaterów spędza nam sen z powiek.
Co mogę powiedzieć więcej? Że to książka idealna na czas okołoświąteczny, ale nie tylko. Można czytać ją w każdym momencie roku, ponieważ przywraca wiarę w ludzi i w bezinteresowne dobro. Świadczy o tym, że istnieją szczęśliwe zbiegi okoliczności i że czasem wystarczy odrobina dobrej woli, która pomoże losowi w dokonywaniu cudów. A ja w cuda wierzę. Wy również?

                                                                          Notka o Autorce 


http://lubimyczytac.pl/autor/16255/natasza-socha
Natasza Socha jest polską dziennikarką, felietonistką oraz pisarką. Urodziła się w Poznaniu. Dziś czas dzieli między stolicą Wielkopolski, a niewielką niemiecką wsią, gdzie oddaje się twórczości literackiej. Jest miłośniczką zwierząt - ma psa. Jest mężatką i ma dwójkę dzieci. Jest autorką powieści takich, jak "Macocha", "Keczup", czy "Cicha 5", "Maminsynek" oraz "Zbuki". Zajmuje się również ilustrowaniem książek dla dzieci, a także malarstwem. Lubi jeździectwo. Współautorka bloga chilifiga.pl
Żródło: http://lubimyczytac.pl/autor/16255/natasza-socha