Obserwatorzy

wtorek, 10 listopada 2020

Pierwsze spotkanie z Jodi Picoult

Ostatnio dużo się u nas, w Polsce, dzieje. I te ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie wyobrażam sobie, by nie opowiedzieć Wam o jednej z niedawno przeczytanych przeze mnie powieści, choć autorka wcale nie jest Polką i w Polsce nie mieszka. O wspomnienie o niej na blogu aż prosi się "Iskra światła" Jodi Picoult. Książkę dostałam podczas jednej z facebookowych wymianek <3

Na początek zarys fabuły (bez spojlerów oczywiście). Rzecz dzieje się w klinice dla kobiet w stanie Missisipi, w którym aborcja jest legalna (uwaga, jeśli ktoś jest zainteresowany tematem, to proszę, doczytajcie o obecnej legalności aborcji oraz warunkach jej przeprowadzenia w Missisipi w internecie. Nie chcę nikogo wprowadzić w błąd). W klinice nie wykonuje się oczywiście tylko aborcji. Jednak zbierają się pod nią grupy osób protestujących przeciwko temu zabiegowi. Pewnego jesiennego dnia klinika pada celem ataku samotnego zamachowca.

Dlaczego mężczyzna, George, wtargnął z bronią do kliniki i zaczął siać tam terror? Tego wam nie powiem, bo ta niewiadoma zostanie wyjaśniona na kolejnych kartach powieści. Natomiast odpowiedź nie jest tak prosta, jak „jest przeciw aborcji”.

Każdy kolejny rozdział odsłania przed nami powody, dla których osoby obecne w klinice się w niej znajdują. Mimo dramatu, jaki się wydarzył z ludzi nadal emanuje dobro. Czytając „Iskrę światła” pomyślałam, że właśnie tego powinniśmy szukać w człowieku. Dobra.

Młoda kobieta, która przyjechała do kliniki na zabieg aborcji. Dlaczego podjęła taką decyzję?

Przerażona pielęgniarka, która pokonuje strach i robi to, co jest dla niej najważniejsze: ratuje ludzkie życie.

Przeciwniczka aborcji, która przyjechała do kliniki podstępem. Jaką drogę przeszła w życiu?

Lekarz, który wykonuje zabiegi aborcji. Jest głęboko wierzącym chrześcijaninem. Zabiegi wykonuje w imię wiary. Co sprawiło, że patrzy na świat w ten sposób?

Po drugiej stronie drzwi, na wolności, nad sytuacją stara się zapanować negocjator Hugh. Taki najlepszy z najlepszych w swoim fachu. Co ważne dla całej historii, w środku kliniki jest… jego nastoletnia córka Wren.

To wszystko: temat, który przez wielu jest uznawany za kontrowersyjny, powody do ataku na klinikę, dramat ojca, który próbuje uwolnić córkę z rąk terrorysty i jednocześnie ukryć prawdę o jej obecności w środku przed innymi uczestnikami akcji – to budzi wielkie emocje. Wzbudza je również poznawanie historii osób, które w klinice się znalazły.

Autorka nie rozstrzygała, kto ma słuszność: zwolennicy wolnego wyboru czy też narodzin. Pokazała, że nie ma na świecie jednej prawdy. I, to przede wszystkim, jak bardzo niebezpieczny jest fanatyzm.

Bardzo ważne jest przesłanie, jak dla mnie główne, tej powieści.

Do czego prowadzi ślepa wiara w to, że moja racja jest lepsza? Że na jej podstawie mam prawo decydować za innych?

Do czego prowadzi nakazywanie komuś postępowania wedle naszych przekonań dopóty, dopóki ta osoba nie straci do nas zaufania?

To bardzo prosta droga i niestety często prowadzi do tragedii.

Muszę odnieść się też do samej konstrukcji. Historia napisana jest niemal od końca. Niemal, bo na ostatnich stronach czeka na nas epilog. Ale wchodząc w głąb książki cofamy się w czasie.

Jeśli historia jest dobrze napisana, to uwielbiam ten typ konstrukcji. A ta jest napisana bardzo dobrze. Już z tego powodu warto po nią sięgnąć.

Jodi Picoult rzetelnie przygotowała się do napisania tej powieści. Rozmawiała z różnymi kobietami, a nawet była przy kilku aborcjach. Żeby wiedzieć, o czym mówi. Taki research wersja bardzo hard, naprawdę godny podziwu.

W obliczu dzisiejszych wydarzeń naprawdę warto sięgnąć po tę powieść. Starałam się nie zabarwić powyższego tekstu swoimi poglądami. Ważny jest szacunek. Zrozumienie innych. Postępowanie według siebie i swojego sumienia, ale nie narzucanie innym swych przekonań.

Powieść, poza bardzo ważnym tematem, jest też wartościowa ze względu na genialne oddanie emocji bohaterów. Umiemy postawić się w ich sytuacji, przejąć punkt widzenia, choć nie zawsze się z nimi zgadzamy. Jednak czujemy ich emocje, ich strach, ból.

To było moje pierwsze spotkanie z Jodi Picoult. Po tej powieści będę chciała szybko wrócić do jej twórczości.

P.S. Na końcu, już po właściwej historii, znajduję się część zatytułowana "Od autorki". Nie omijajcie jej :)

„Iskrę światła” można kupić na empik.com

Najtańsza opcja zakupu, jaką udało mi się znaleźć na ten moment jest tutaj.

Jest również dostępna jako e-book tutaj.

W Polsce książka ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Jodi Picoult studiowała nauki humanistyczne na Uniwersytecie Princeton i pedagogikę na Uniwersytecie Harvarda. W 2003 roku otrzymała nagrodę New England Book Award za całokształt twórczości. Urodziła się i wychowała na Long Island. Już w trakcie studiów na Uniwersytecie Princeton udało jej się opublikować dwa krótkie opowiadania w magazynie "Seventeen". "Kiedy po raz pierwszy zadzwonił wydawca i powiedział, że chcą zapłacić za moje opowiadanie, od razu zadzwoniłam do mamy i oświadczyłam, że zostanę pisarką!" - mówi Picoult. "To świetnie" - powiedziała mama i zapytała, w jaki sposób zamierzam się utrzymywać? Tak postawione pytanie sprowadziło Jodi Picoult na ziemię. Po ukończeniu Princeton podejmowała różne prace, które zapewniały jej samodzielność finansową. Uzyskała dyplom na Harvardzie i wyszła za mąż za Tima Van Leera, którego poznała jeszcze podczas studiów w Princeton. Pierwszą powieść ukończyła, gdy była w ciąży z pierwszym dzieckiem. "Dowiedziałam się, że moja powieść zostanie opublikowana tuż przed narodzinami mojego syna. Miałam wtedy dość wyidealizowaną wizję życia po jego narodzinach. Widziałam, jak będzie siedział u moich stóp, gaworzył, a ja będę pisać kolejną powieść. Nie muszę dodawać, że nie do końca mi się to udało". Próba pogodzenia życia zawodowego z byciem pełnoetatową matką zaowocowała jednak powstaniem kolejnej powieści. Przez kilka kolejnych lat wydawała na świat - na zmianę - dziecko i nową powieść. Teraz - z trójką dzieci - przyznaje, że będąc sławną pisarką, tak naprawdę jest po prostu matką. "Trochę czasu zajęło mi znalezienie równowagi - mówi. - Ale jestem lepszą matką, bo piszę... I lepszą pisarką, bo jako matka wiem, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć dla ludzi, których kochamy". Jodi Picoult mieszka z rodziną w Hanoverze, w New Hampshire.
źródło: lubimyczytac.pl

Zachęcam też do odwiedzenia oficjalnej strony www Jodi Picoult.

 

 

 

czwartek, 29 października 2020

Zapraszam w podróż!

Podróże małe i duże, dalekie i bliskie, długie i krótkie…

Kto nie lubi podróżować?

Ale nie każda podróż wiąże się z pakowaniem walizek, bookowaniem biletów, samochodową wycieczką.

Czasem podróż można odbyć nie wyjeżdżając poza granice swojego miasta.

Ale ta podróż może zmienić wszystko.

Poznajcie Parkera. Parker to siedemnastoletni mieszkaniec San Francisco. Pewne zdarzenie doprowadziło go do załamania, po którym przestał mówić.

Parker nie mówi, ale za to pisze. Pisze i obserwuje. Pisze, obserwuje i kradnie. Zwykle robi to podczas wagarów,  które spędza w hotelach. Właśnie podczas jednego z takich dni spotyka dziewczynę, Zeldę. I to wywraca jego życie do góry nogami.

Nie jest to romans. A na pewno nie romans w klasycznym tego słowa znaczeniu. Ogólnie to dobra książka, z której, według mnie, każdy wyciągnie coś innego.

Moim zdaniem ta powieść pokazuje, że czasem największa i najdalsza podróż to ta odbyta nawet parę kroków od domu. Taka podróż może w naszym życiu, w naszym spojrzeniu na świat zmienić wszystko.

Pokazuje, że ktoś na pierwszy rzut oka niepozorny może okazać się kimś wyjątkowym.

Wreszcie pokazuje, że czasem pewne rzeczy pozostają tajemnicą. A dzieje się tak dlatego, że po prostu tak ma być.

Daje do zrozumienia, że warto pokazywać, co się czuje. Nie można kumulować wszystkich emocji w sobie.

Daje też obraz prawdziwej miłości.

Powieść została sklasyfikowana jako literatura młodzieżowa, ale dla mnie osobiście granica między literaturą młodzieżową a obyczajową jest bardzo płynna, wręcz się zaciera. Niektórzy młodsi czytelnicy jeszcze nie zrozumieją pewnych tytułów obyczajowych, a dla niektórych dorosłych tak zwane książki młodzieżowe będą zbyt naiwne lub naciągane. W tym wypadku, przynajmniej w moim odczuciu, powieść ma szansę trafić zarówno do młodszego, jak i starszego czytelnika. Myślę też, że każdy tę historię odbierze inaczej, ale ja uważam, że nosi ona znamiona fantasy. Ja lubię fantasy, więc mi to pasuje 😊

Historia jest napisana lekko, ale nie jest wolna od prawdziwych problemów. Czyta się szybko i przyjemnie. To było moje pierwsze spotkanie z autorem. Jeśli coś jeszcze wpadnie mi w ręce, z przyjemnością spotkam się z nim ponownie.

Na www.lubimyczytac.pl widoczne są dwie powieści Wallacha – ale to dlatego, że nie wszystkie zostały przetłumaczone na polski.

Jeszcze wrażenia wizualne – moją uwagę zwróciła okładka. Uważam, że przyciąga oko. A Wy jak myślicie?

Zachęcam Was serdecznie do zapoznania się z Parkerem i Zeldą w „Dzięki za tę podróż”!



Tommy Wallach urodził się 19 grudnia 1982. Mieszka w Los Angeles. Jest pisarzem, scenarzystą oraz muzykiem. Założył także firmę zajmującą się escape roomami. Możecie odwiedzić jego stronę internetową, z której zaczerpnęłam tych kilka informacji, tutaj.

Źródło zdjęcia https://bukowylas.pl/autorzy/tommy-wallach

Autor zdjęcia Tallie Maughan



W tej chwili „Dzięki za tę podróż” można kupić najtaniej tutaj. Dostępna jest również w empik.com. Jako ebook znajdziecie ją tutaj.

P. S. Powieść ukazała się nakładem wydawnictwa Bukowy Las 😊

czwartek, 9 lipca 2020

A co... gdyby nie Ty?


Colleen Hoover uwielbiam i czytam pasjami. Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać „Gdyby nie ty”, jej najnowszą powieść. Z braku czasu, przez sesję i multum innych obowiązków, nie miałam jeszcze czasu jej (i innych książek) zrecenzować. Zaczynam naprawiać te straszne zaniedbania w poniższym poście.
W powieści występuje narrator pierwszoosobowy, jednak nie jest to jedna osoba. Wydarzenia relacjonują nam na zmianę matka, Morgan, i córka, Clara. Ja uwielbiam takie zabiegi. Uważam, że dzięki postawieniu na taką narrację powieść bardzo zyskuje na emocjonalności. Czytelnik rozumie i jedną, i drugą kobietę, ale one same mają niemały problem z tym, by się dogadać.
Początkiem ich problemów jest wypadek, który zmienia całe ich dotychczasowe, znajome i bezpieczne, życie. W jego następstwie na jaw wychodzą fakty, o których nie miały pojęcia.
A to wywraca ich i tak już wywrócony świat jeszcze bardziej do góry nogami. Oczywiście przy założeniu, że da się coś już wywróconego wywrócić jeszcze bardziej.
Morgan urodziła Clarę bardzo młodo. Chce dla niej innego życia, niż sama prowadzi. To z kolei doprowadza do furii nastolatkę, która zaczyna mieć dość kontroli matki.
W obliczu tragedii obie angażują się w relacje, które ukrywają. Jak można się domyślać, doprowadzi to do niemałych perturbacji i konfliktów na linii matka – córka.
Czy uda im się dojść do porozumienia i być dla siebie wsparciem?
To powieść pełna emocji. Odnajdziemy tu zarówno powody do uśmiechu, jak i smutku. Może zdarzyć się, że poczujemy złość. Niektórzy negatywnie nas zaskoczą. Ale znajdziemy tu też takich bohaterów, których chcielibyśmy widzieć u swego boku w codziennym życiu. Nie są idealni i popełniają błędy, ale dzięki temu są naturalni, prawdziwi.
„Gdyby nie ty” przekonuje, że tajemnice nie są najlepszym wyjściem. Że coś, co wydaje się czarne albo białe nieraz jest po prostu w odcieniach szarości. Że dobrze jest mówić o tym, co nam leży na sercu. Hoover jak zawsze porusza najwrażliwsze struny w duszy. Wchodzimy w buty bohaterów. Razem z nimi cierpimy, smucimy się, ale też czujemy szczęście i nadzieję.
Tę powieść razem z moją mamą, Magdaleną Kordel, wskazałyśmy jako taką i dla mamy, i dla córki 😊

Colleen Hoover to amerykańska pisarka, autorka poruszających romansów i powieści z gatunku New Adult. Zaczęła pisać dla przyjemności. Ponieważ jej książki zostały docenione przez czytelników, porzuciła pracę jako pracownik socjalny i skoncentrowała się na pisaniu kolejnych powieści. Dotychczas napisała ich już kilkanaście, a kilka z nich trafiło na listy bestsellerów „New York Timesa”.
źródło: lubimyczytac.pl
Zajrzyjcie na oficjalną stronę Colleen Hoover


Z aktualnych ofert najtańszą opcję kupna powieści w formie papierowej znalazłam tutaj. Powieść dostępna jest również oczywiście na empik.com. Dostępna również jako ebook tutaj.

Życzę Wam miłego czytania! 


wtorek, 26 maja 2020

Dzień Mamy "W blasku słońca" :)



Link do książki :)
Wiecie, czego najbardziej brakuje mi w tym roku?
Zapachu, który czuję zaraz po otworzeniu oczy, gdy co dzień budzę się rano idealnie wyspana.
Widoku gajów oliwnych: tych, gdzie równo przystrzyżone drzewka rosną w idealnie równych rządkach i tych, gdzie widać, że oliwki czekają na troskliwą rękę człowieka.
Smaku wina, pomidorów, niepowtarzalnej pizzy; tego nie znajdzie się nigdzie indziej.
No, brakuje mi Włoch i Toskanii po prostu!
Na szczęście (może przez przypadek, a może tak właśnie miało być) możemy przenieść się do słonecznych Włoch dzięki kartom powieści „W blasku słońca”, która ukaże się 17 czerwca. Nawiasem mówiąc, to nie przypadek, że piszę o niej właśnie dziś 😊 To najnowsze książkowe dziecko mojej Mamy, która, tak jak wszystkie mamy, obchodzi dzisiaj swoje święto <3.
Mam to szczęście, że książki Magdaleny Kordel (:D) zawsze czytam przedpremierowo. I zawsze, ale to zawsze mówię wszystkim, że warto – i jest to szczera prawda! A, szczerze mówiąc, tym razem warto podwójnie.
W powieści odnajdujemy bohaterów żywych, prawdziwych. Dzielimy z nimi smutki, radości, złość. Czasem się im dziwimy, ale to są właśnie oni: ze wszystkimi swoimi zaletami, wadami, marzeniami, problemami. Dodatkowo historia jest misternie utkana z naprawdę najpiękniejszych koronek… Jeśli chcecie przekonać się, o czym mówię, koniecznie sięgnijcie po „W blasku słońca”.
Czytałam z zapartym tchem. Od historii nie można się oderwać, chce się wiedzieć, co będzie dalej, co spotka ulubionych bohaterów (z których żaden nie jest idealny). Do premiery pozostało trochę czasu, ale już teraz polecam Wam serdecznie. Tak jak uważam, że wszystkie książki mojej Mamy są świetne, tak ta jest najlepsza. W tym roku będzie trudniej z wyjazdami, a przysięgam, że ta historia przeniesie Was prosto (no może z paroma przystankami na inne miejsca 😊) do pięknych, słonecznych Włoch.
Korzystając z okazji chciałabym raz jeszcze złożyć mojej Mamie najserdeczniejsze życzenia <3 Mamo, Mamusiu, jesteś totalnie super i piszesz najlepsze książki na świecie (tak, najlepsze, dużo czytam). Kocham Cię.

wtorek, 19 maja 2020

Ale najlepsze.... Przed nami

Kochani,
bardzo, bardzo czekałam na przełom tegorocznych wiosny i lata. Już w najbliższych tygodniach w Wasze ręce miała trafić moja debiutancka powieść - "Najlepsze przed nami". Niestety moje plany - tak jak wiele różnych planów nas wszystkich - zostały pokrzyżowane ze względu na panującą obecnie sytuację.
Z wiadomości, które od Was otrzymuję, wiem, że część z Was również czekała na tę premierę :) I jest mi z tego powodu niesamowicie miło! <3 W myśl tego, że co się odwlecze to nie uciecze i że w końcu nie przydarzyło mi się nic strasznego i nieodwracalnego, z uśmiechem wyczekuję nowej daty premiery. A żeby choć trochę umilić nam to czekanie, chciałabym Wam pokazać fragment :) Dajcie znać, jak Wam się podoba! 


PROLOG

Spokojny oddech, noga na pedale gazu. Nie bała się, robiła to przecież tyle razy. Poza tym święcie wierzyła, że człowiek nie powinien lękać się tego, co kocha.
A jednak gdzieś głęboko pojawiły się maleńkie igiełki niepokoju. Jedna po drugiej zdawały się przebijać przez misternie wykuty pancerz spokoju i pewności siebie. Jak gdyby coś nieuchwytnego, ale wyraźnie wyczuwalnego próbowało ją… ostrzec. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz i mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy. 
„Nie lekceważ przeczuć”, jak na zawołanie w głowie zaszumiały jej często powtarzane przez babcię słowa. 
„Bzdura”, pomyślała, krzywiąc się z niesmakiem. Ostatnie czego jej teraz było trzeba, to wyimaginowane niepokoje.
Jechała za więcej niż zwykle, szybciej niż zwykle, ale też potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek. Z różnych względów. Nareszcie supeł ściskający jej żołądek zdawał się rozluźniać.
Odetchnęła z ulgą. Już dojeżdżała do mety, do pokonania została ostatnia prosta. Rywal pozostał w tyle, wygraną miała w kieszeni. Swoją drogą naprawdę się dziś nie pospieszył.
– Kocham cię babciu, ale jednak to gadanie o przeczuciach… – mruknęła z lekką kpiną i uśmiechnęła się pod nosem.
I w tej samej chwili poczuła, że coś jest nie w porządku. Zdążyła pomyśleć tylko o tym, że nie padało od wielu dni.
Teraz

– To jedź. Twoje życie, twoje decyzje. Nie mam dla ciebie czasu.
Nie mam dla ciebie czasu.
Nie mam dla ciebie czasu.
Nie-mam-dla-ciebie-czasu.
Aniela nie usłyszała nic, czego by się nie spodziewała. Wręcz przeciwnie: była przekonana, że gdy opowie matce o swoich zamiarach, nie będzie zatrzymywana. Nie były jak inne mamy i córki. Nie piekły razem ciast, nie chodziły na kawę ani na zakupy. Nawet się nie kłóciły, bo zwyczajnie nie było ku temu okazji. Trudno się kłócić z kimś, z kim się nie widuje, nie rozmawia i kogo tak naprawdę nawet się dobrze nie zna. A jednak mimo że niczego innego się nie spodziewała, słowa „nie mam dla ciebie czasu” mocno ją zabolały. Wolałaby dziką awanturę, protesty, wściekłość. Nawet siarczysty policzek byłby lepszy. Przynajmniej znaczyłoby to, że w jakiś pokrętny sposób matka choć trochę się nią interesuje. Poczuła, jak łzy wzbierają jej pod powiekami. Z całej siły wbiła paznokcie w dłonie. Nie będzie płakać.
Twoje życie, twoje decyzje.
– Moją podstawową decyzją jest to, że nie chcę być taka jak wy – powiedziała Aniela do siebie, gdy matka dawno już wyszła z pokoju.
W tym samym czasie   

Pusta droga i pełen bak. Tyle wystarczało, by czuć się szczęśliwym, spełnionym, na swoim miejscu. Nigdy wcześniej nie myślał, że szybka jazda może być czymś więcej niż pasją. Że może być ratunkiem. Czymś, co przywróci go do życia.
Łukasz spojrzał w lewo i uśmiechnął się do przyjaciela jadącego swoim autem na sąsiednim pasie. To był ktoś więcej niż kumpel. Był jak rodzony brat.
Nadszedł odpowiedni moment i ruszyli. Uwielbiał prędkość rozwijaną w ekstremalnie krótkim czasie, wskazówkę obrotomierza momentalnie uciekającą na czerwone pole i głośny strzał przy zmianie biegów. Był o krok od powiedzenia, że czuje wiatr we włosach mimo karoserii oddzielającej go od reszty świata. 
W każdy zakręt wchodził pewnie, bez zbędnego używania hamulców. O to tu chodziło. Mimo że robił to właściwie noc w noc, za każdym razem czuł przyspieszone bicie serca. Chciał być tu i teraz, nie rozpamiętywać przeszłości i nie planować tego, co dalej. To był ten moment, kiedy wszystko zależało od niego. Nigdy nie naraziłby na szwank niczyjego zdrowia ani życia. Za dużo wiedział o stracie. Jednak poczucie chwilowego bycia na samej krawędzi i buzująca w żyłach adrenalina mocno wciągały. I bardzo go to kręciło.
Przejechał ustaloną linię mety. Właśnie po raz pierwszy wygrał wyścig ze swoim najlepszym przyjacielem, absolutnym mistrzem. Wyhamował z piskiem opon i zatrzymał samochód na środku pasa. Wyskoczył z auta i podbiegł do samochodu przeciwnika. Nadal nie dowierzał, że był pierwszy. Przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu.
– Nie wierzę! Niemożliwe, że z tobą wygrałem! – krzyknął do wysiadającego z samochodu przyjaciela.
– Dla mnie to żadne zaskoczenie – uśmiechnął się Kuba. – Wiedziałem, draniu, że jak chcesz, to potrafisz! – Mimo szerokiego uśmiechu na twarzy przyjaciela Łukasz dostrzegł smutek w jego oczach. Był pewien, że nie chodziło o przegrany wyścig, bo to nie było w stylu Kuby. Chodziło o coś innego . Łukasza przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

***

Obudził się dopiero koło południa. Przeciągnął się, zadowolony, że w końcu miał okazję się wyspać i naładować baterie. W tym jednym byli z Kubą podobni – obydwaj byli strasznymi śpiochami. Poza tym ich charaktery różniły się o sto osiemdziesiąt stopni.
Z kuchni dochodził go zapach jego ulubionego makaronu. Ostatnio wspomniał, że jadł go chyba ze sto lat temu. Kochana mama! Zawsze brała pod uwagę, na co jej dzieci miały ochotę. Poczuł zalewającą go falę czułości. Rodzina i najbliżsi przyjaciele byli dla niego absolutnie najważniejsi. I dlatego postanowił, że nigdy więcej nie będzie ich ranić.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Skrzywił się lekko, gdy stanął na wadze. Od długiego czasu starał się przytyć, ale wskazówka nie chciała przeskoczyć kolejnych milimetrów. Dodatkowo dziś znów przespał śniadanie. 
„Zjem podwójny obiad”, pomyślał. Wszystko za
czynało układać się po jego myśli. Na pewne rzeczy trzeba poczekać. Dać czasowi czas.
Wrócił do pokoju i wyjrzał przez okno. Widok nie mógł być piękniejszy – nissan sunny GTI prezentował się w jesiennym słońcu naprawdę wspaniale. Promienie odbijały się od czarnego lakieru, tworząc złudzenie poświaty. Anielski wóz! To ten samochód sprawił, że Łukasz się otrząsnął. Tyle dobrego zdążyli już razem przeżyć. To nie było byle auto, ale towarzysz na lepsze i gorsze czasy. Już to, że stało pod domem Łukasza, było czymś więcej niż szczęściem. To było prawdziwym ratunkiem.
Prawie rok wcześniej

Łukasz siedział w ciemnym przejściu pomiędzy sklepem spożywczym a budką z kebabem. Zapach mięsa go odrzucał, podobnie zresztą jak aromat każdego innego jedzenia. Nie brał od kilku dni. Starał się? Tak. Niech więc brat da mu spokój. Najlepiej niech cała rodzina o nim zapomni. On zapomniał o nich już dawno i było
 mu z tym dobrze. Zresztą nie miał ochoty stawiać czoła rzeczywistości. Nie czuł się na siłach. W ogóle nic nie czuł. Chociaż nie, czasem ogarniała go złość. Złość i nienawiść do całego świata. Nienawidził wszystkiego i wszystkich. Najchętniej by to wszystko skończył tu, na miejscu, ale był tchórzem i…
Ktoś nad nim stanął i wyrwał go spod lawiny myśli. Diler, nareszcie, i tak już za długo czekał.
Ale gdy podniósł głowę, zobaczył Kubę. „Znowu on. Niech sobie wsadzi swoje mądrości gdzieś”, Łukasz nie zamierzał po raz kolejny go słuchać.
– Wstawaj. No, już. Jezu, Łukasz. Wyglądasz jak gó… No, wyglądasz źle. Cholernie źle. - 
Chłopak dalej siedział na ziemi. Podjął decyzję
, że nie da się sprowokować Kubie. „Też mi przyjaciel – pomyślał zirytowany. – Nie zrobię nic tylko dlatego, że on coś sobie wymyślił”.
– Dobra, słuchaj… – Kuba przykucnął przy Łukaszu. – Nawet jeżeli ty masz w dupie siebie i swoje życie, to ja nie mam. Albo pójdziesz ze mną sam, albo cię stąd wyniosę. Ważysz tyle co kurczak, więc nie będzie to wyzwanie.
„Kiedy on da sobie spokój?”
– Spieprzaj – odburknął Łukasz, nadal uparcie unikając wzroku Kuby. – Jestem umówiony, a taki złoty chłopiec jak ty za grosz tu nie pasuje.

czwartek, 18 października 2018

"Trzy razy ty" to nie zawsze "Tylko ty i ja"

Książka, na którą bardzo czekałam i zastanawiałam się, czy naprawdę trafi w moje ręce – bo nie mogłam się jej doczekać aż do tego stopnia. Ponadto Federico Moccia jest dla mnie swego rodzaju inspiracją J. Jakież było więc moje szczęście, gdy w końcu w paczce zobaczyłam ogromne tomiszcze, kontynuację „Trzech metrów nad niebem” i „Tylko ciebie chcę”, czyli oczywiście „Trzy razy ty”.
Przewrotnie zacznę od minusów. Ta książka jak dla mnie była naprawdę zbyt gruba. Nie chodzi o samą w sobie objętość – ja książki połykam – ale o treść. W pewnych momentach nie wiedziałam, o czym czytam. Wątek pracy Stepa jest dla mnie zbyt rozwleczony. Mam wrażenie, że nie wszystkie sytuacje zostały zakończone. Momentami jest ciekawie, czasem zabawnie – ale według mnie znaczna część jest zwyczajnie niepotrzebna. Czasem odkładałam książkę i zwyczajnie nie chciało mi się wracać do lektury.
To by było na tyle, jeśli chodzi o ewidentne minusy J.
Powieść jest wzruszająca. Nieraz byłam wściekła na bohatera. Uważałam, że zachowuje się jak małolat, a nie poważny, dorosły człowiek – którym już jest w tej części. Nie cierpiałam Babi, która znów znienacka pojawiła się w jego życiu (szczerze lubiłam ją tylko w pierwszej części. Generalnie niezbyt mnie ona do siebie przekonuje).
Za to szczerze uwielbiałam Gin (na początku „Tylko ciebie chcę” z kolei mnie strasznie denerwowała, ale to uczucie szybko zniknęło J). To, co spotyka tę dziewczynę, nie powinno się wydarzyć. Nie zdradzę Wam, co konkretnie się dzieje, ale uwierzcie, momentami nie da się nie zapłakać nad jej losem. Jest to dobra, pełna życia osoba, na której barki świat zrzuca stanowczo za dużo.
Jeśli mam być szczera, nie podobało mi się zakończenie. Nie dlatego, że było słabe – wręcz przeciwnie, na pewno było przemyślane i dopracowane. Po prostu chciałabym, żeby cała ta historia potoczyła się inaczej. Że tak powiem, nie poszło po mojej myśli, ale… W życiu też tak bywa, prawda?
Koniec końców, niestety muszę powiedzieć, że dwie poprzednie części czytało mi się lepiej. Nie mówię, że ta była zła. Może miałam gorszy moment, a może pewne wątki po prostu do mnie nie trafiały. Jednak nie da się odmówić autorowi tego, że naprawdę umie wzruszać. Wie, jak wywołać u czytelnika radość, smutek, żal. Niewielu jest pisarzy, którzy potrafią tak umiejętnie i trafnie sterować uczuciami odbiorcy powieści. W ogólnym rozliczeniu – jestem na tak, chociaż, tak jak uprzedzałam w poprzednim poście, nie brak również słabych punktów.

A Wy już czytaliście? Lubicie Babi? A może tak jak ja, wolicie Gin?

piątek, 12 października 2018

Gdzie byłam, jak mnie nie było?

Ano byłam w różnych miejscach, w najróżniejszych światach :D. W różnych książkach, oczywiście :).
Bo faktycznie - nie było mnie i nie było… Ale przecież w tym czasie czytać musiałam! Toż człowiek bez odrobiny lektury raczej nie przeżyje, a zwariuje na pewno J.
Częściowo przedstawię Wam, jakie książki przeczytałam w ostatnim czasie – i jakie oczywiście zrecenzuję J.
1. Dwie części „Ogrodu Zuzanny”, który z pewnością wielu z Was zna J.
2. „Serce w skowronkach”, które też na pewno nie jest Wam obce :D.
3.  „Never never”. Ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, dosłownie ją połknęłam!
4. „Trzy razy ty” – emocje niezwykłe, choć szczerze mówiąc nie brak mi też uwag.
5. „Harry Potter i przeklęte dziecko” – w końcu udało mi się zabrać i przeczytać tę sztukę J. Było to pewnej nocy we Włoszech w maju, gdy nie mogłam zasnąć :D.
6.  „Byłam służącą w arabskich pałacach”. Powieści z tej serii nieodmiennie mnie szokują.
7. „Śpiące królewny” – kocham Kinga, a w zasadzie Kingów dwóch, niezmiennie ogromną i szczerą miłością J.
8. „Ugly love”. Opłaca się sięgnąć po tę pozycję, ale czemu – zdradzę w recenzji.
9. „Gwiazd naszych wina” – przeczytana wieki temu film obejrzany zaraz po lekturze… Ale od początku istnienia bloga chcę zrecenzować tę powieść, bo koło niej nie da się przejść obojętnie.
10.   „Rywalki”. To jest coś, czego wcześniej nie było, a przynajmniej ja nie spotkałam się z podobnym pomysłem. Jestem w stu procentach na „TAK”, ale więcej powiem w recenzji J.
11.   „Pokolenie IKEA”. Książka bardzo kontrowersyjna i z pewnością nie dla każdego. Ale mi się podobała.
12.   „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Jak „Mały Książę”, warto przeczytać w każdym wieku.
13.   „Przesilenie”. Coś, na co czekałam i czekałam… A potem przeczytałam na raz i mi mało!
To tylko część recenzji, które muszę nadrobić, ale wiecie co? Nie mogę się doczekać!

Które z tych książek czytaliście? A na których recenzje czekacie?