Obserwatorzy

środa, 27 grudnia 2017

Święta, święta... I nadal święta :).

Muszę to powiedzieć na głos: czuję się strasznie, że zostawiłam mojego raczkującego bloga na pastwę losu aż na dwa tygodnie! Wyrzut sumienia mam niesamowity, jednak wiadomo - święta to siła wyższa :). A ja nie chcę, żeby one tak szybko się skończyły. Nie zamierzam jeszcze rozbierać choinki ani chować światełek :). Niech jeszcze poświecą parę dni, a świąteczna atmosfera niech towarzyszy nam przez cały rok.
Idąc za radą pani Krysi Mirek, postanowiłam przedłużyć sobie ten magiczny czas, czytając świąteczne powieści. Oczywiście wcześniej ciężko mi było znaleźć na nie choć chwilę. Poprzednia lista mocno wymknęła mi się spod kontroli, ale nauczyłam się już, że plany lubią się zmieniać i nie ma czym się martwić :).
Teraz czytam "Biuro przesyłek niedoręczonych" - jestem zachwycona. Za mną "Aleja Siódmego Anioła", którą lada dzień zrecenzuję. Wcześniej udało mi się przeczytać jedynie "Serce z piernika", "Światło w cichą noc" i "Cuda i cudeńka". W następnej kolejności chcę przeczytać "Psiego najlepszego", "Pudełko z marzeniami", "Wieczór taki jak ten", "Cztery płatki śniegu" i "Magiczny wieczór". I jeszcze trochę. A co będę sobie żałować! Świąteczny czas to dla mnie coś wspaniałego i żal mi, że święta tak szybko mijają. Jednak możemy sprawić, by były tak krótkie jedynie według kalendarza. Możemy zawsze nosić w sercu dobroć i zrozumienie wobec drugiego człowieka, które z ogromną siłą pojawiają się w okresie bożonarodzeniowym. Święta możemy mieć przez dwanaście miesięcy; oczywiście coś z ich magii musi być wyłączone na określony czas, by grudzień nie stracił swojej wyjątkowości. Nie chodzi mi o pozostawienie choinki na cały rok w domu. W świętach najważniejsi są ludzie, nie jedzenie czy prezenty. To miłe dodatki, ale wciąż tylko dodatki. Gdyby nie bliscy, nie cieszyłaby nas wigilijna kolacja, nie mielibyśmy kogo obdarowywać, a o nas również nikt by nie pamiętał. Nie w konsumpcjonizmie rzecz, a w miłości i rodzinnej, pełnej ciepła atmosferze, która stopi  nawet najgorszy, najbardziej uparty lód. Mam nadzieję, że pozytywna energia i dobre emocje, jakie dają mi święta, pozostaną ze mną na cały rok. I wszystkim tego życzę.
A jak minęły u Was ostatnie dni? Co przyniósł Wam Mikołaj? Tak jak mówiłam, nie chodzi o to, by jak najwięcej dostać, ale prezenty cieszą mnie tak bardzo, że nie wiem, czy gdzieś nie utrwalić ich tegorocznej listy :D. Moi bliscy są wspaniali i uważnie słuchali, czego potrzebuję i co chciałabym mieć. Jednak najlepszym prezentem była sama ich obecność, za którą bardzo, bardzo dziękuję!
Pozdrawiam Was kochani i przyrzekam mojemu blogowi, że nie już nie zostawię go samego :D. Życzę dobrego ostatniego tygodnia roku! :)

wtorek, 12 grudnia 2017

"Światło w cichą noc" trafia prosto do serca :).

Historia ludzi, z których każdy został obarczony przez los ciężkimi przeżyciami. Jedni, jak rodzeństwo Magda, Michał i Bartek zupełnie niezależnie od siebie, drudzy, na przykład Antek, przez naiwność. Jeszcze inni przez trzymane latami głęboko w sobie poczucie winy.
Opowieść o tych, w życiu których przez tragiczne wspomnienia nie ma miejsca na wigilijny stół i pachnącą lasem choinkę, a którzy zostali rzuceni na głęboką wodę: muszą przygotować prawdziwą, tradycyjną i jedyną taką w roku kolację. Ale także o tych, którzy pomogą w przygotowaniu świąt i dopilnują, by wszystko się udało.
Krystyna Mirek w piękny sposób ukazuje siłę przyjaźni i miłości, także tej do dziecka czy rodzeństwa. Powieść przypomina, jak ważne w życiu są emocje i że gonitwa za pieniędzmi nie powinna stanowić istoty egzystencji. Książka traktuje także o wybaczeniu sobie i innym. O tym, że bez pogodzenia się z przeszłością nie da się zrobić kroku naprzód.
Magda dla miłości jest gotowa całkiem zmienić przyzwyczajenia, latami chroniące ją i jej braci przed bolesnymi wspomnieniami. Czy przyniesie to oczekiwany rezultat?
Michał żyje w ciągłym strachu o los młodszego rodzeństwa, które zdążyło dorosnąć. Czy znajdzie chwilę, by ułożyć sobie życie?
Bartek jest typem lekkoducha i jednocześnie ciągłym obiektem zamartwiania się brata i siostry. Czy w nowej rzeczywistości trochę dorośnie?
Antek nie umie i nie chce pogodzić się z przeszłością. Zdoła uporać się z tym, co było?
Babcia Kalina pozornie jest niezłomną kobietą i opoką dla wszystkich. Jednak czy i ona nie skrywa bolesnych tajemnic?
No tak, trochę dużo tego "czy" z mojej strony, jednak zależy mi, by pokazać, że powieść oddaje realia codziennego życia, w którym każdy z nas zmaga się z mniejszymi lub większymi problemami. Historia nie jest nierealna ani przesłodzona. Mimo problemów spotykających bohaterów, wspaniale wprowadza w świąteczny nastrój. Od postaci promieniuje miłość, szacunek i troska o drugiego człowieka. "Światło w cichą noc" ogrzewa serce i sprawia, że nie można doczekać się wigilijnej wieczerzy.
Opowieść nie jest wolna od trosk. Pokazuje problemy dzisiejszego świata, z którymi w domowym zaciszu przychodzi mierzyć się niejednej rodzinie, przez ludzi z zewnątrz postrzeganej jako wzorowa. To nie jest cukierkowa historia, dodatkowo polana lukrem. To piękna powieść, pachnąca goździkami i pomarańczą. Sami sprawdźcie, co sprawi, że w willi pod kasztanem i sąsiednim domu na nowo rozgości się czas oczekiwania i aromat pieczonego ciasta...

Krystyna Mirek
O Autorce...
Krystyna Mirek ma czwórkę dzieci - trzy dorastające córki i małego synka. Jest absolwentką polonistyki na UJ. Pracowała jako nauczycielka, jednak obecnie w życiu zawodowym poświęca się tworzeniu powieści obyczajowych. Jest autorką 19 książek.

wtorek, 5 grudnia 2017

Co przygotowali Los, Duch Nadchodzących Świąt i Piernikowa Magia?

Ano przygotowali wszystko i jeszcze trochę. Od sytuacji wyglądających beznadziejnie po szczęśliwe przypadki - a wszystko to, by wypełnić tajemniczy, misterny plan, o którym nikt na świecie nie miał bladego pojęcia...
Klementyna jest mamą samotnie wychowującą córeczkę Dobrochnę, jednocześnie opiekując się chorą, zdziwaczałą babką. Żyje pod plan - wydaje jej się, że ma pod kontrolą życie swoje i bliskich. Jednak nadchodząca zima pokaże jej, że nie zawsze można wszystko przewidzieć...
Pachnąca piernikami i emanująca magią świąt powieść, która idealnie wprowadza w czas oczekiwania na tę jedyną w roku, wyjątkową noc. Brak tu naiwności. Ukazane są problemy, z jakimi przychodzi codziennie mierzyć się niektórym spośród nas. Jednak widać również chęć pomocy bliźniemu i próbę wyciągnięcia pomocnej dłoni do kogoś w potrzebie. Powieść pokazuje, jak dobrze jest widzieć, a nie tylko patrzeć i jak ważne jest, by być człowiekowi człowiekiem.
Barwne postaci uczą nas, jak ważne jest, by nie iść przez życie samotnie i żeby zawsze mieć kogoś, kto pomoże nam wstać, jak upadniemy. Widać również, że czasem, by komuś pomóc, nie można iść mu na rękę, a wręcz trzeba mu się przeciwstawić.
Powieść daje piękny przykład tego, że dobrze jest mieć gdzie wracać. Że dobrze jest wyjaśnić pewne sprawy, omijane dotąd szerokim łukiem. Że każdy, choćby nie wiadomo, jak się pogubił, może się na nowo odnaleźć.
Przy "Sercu z piernika" można zarówno śmiać się, jak i płakać. Niektóre sceny chwytają tak za serce, że sama czułam wściekłość lub współczucie. Jest to książka poruszająca wszystkie struny w duszy, grająca na każdej z nich po kolei, tworząc z wydobytych dźwięków piękną melodię.
Wróćmy jeszcze do bohaterów. Bardzo się z nimi zżyłam. Pokochałam stanowczą Klementynę, Pogubioną Agatę, słodką, zabawną i bardzo mądrą, zwłaszcza jak na swój wiek, Dobrochnę. Chciałabym, żeby każdy lekarz był tak skrupulatny jak doktor Piotr. Żeby każdy miał taką przyjaciółkę, jaką jest Imka.
To, co można powiedzieć, by jak najdokładniej i najkrócej opisać książkę:
"To właśnie magia,
to właśnie miłość,
to właśnie święta.".
Jestem bardzo dumna z mojej Mamy. Naprawdę, podzielam zdanie wielu czytelników, że jej książki to balsam na duszę.

sobota, 2 grudnia 2017

Dobrze jest wybaczyć... Również sobie

Codziennie popełniamy błędy. Czasem takie, które prawie nic nie zmieniają, ale czasami też takie, które źle wpływają nie tylko na nasze życie, ale również ranią innych.
W takiej sytuacji najważniejsze to umieć przyznać się do błędu. Przed sobą samym i przed drugą osobą. I jeżeli uda nam się dojść do porozumienia, wszystko powinno być w porządku.
Powinno, ale często nie jest.
Bo nieraz sami nadal szukamy problemu. Nie wierzymy, że osoba, którą w jakiś sposób zraniliśmy, puściła całą sytuację w niepamięć. Doszukujemy się niechęci, odrzucenia. Boimy się uwierzyć, że ktoś tak po prostu uznał, że każdemu zdarza się zrobić coś źle, a bardzo mu na nas zależy i nie chce trzymać urazy (co z resztą jest bez sensu - wspominam o tym TUTAJ). Jednocześnie unikamy rozmowy wprost, o tym, co nas gnębi - chyba ze strachu, że cała sytuacja odżyje i nici nawiązanego na nowo porozumienia zostaną zerwane. To błędne koło.
Ale to nie jest tak, że tylko my wiemy, co jest powodem naszego zachowania. Druga strona też to czuje. Domyśla się, za czym kryją się nasze podchody, obchodzenie jak z jajkiem, unikanie niektórych tematów. I sprawia jej to ogromny dyskomfort. Bo jeżeli faktycznie zależy jej na nas, przede wszystkim chciałaby tego, by było jak najnormalniej. Jeżeli ktoś cały czas wykorzystuje przeciwko Tobie coś, co rzekomo Ci wybaczył, to nieważne, jak duża byłaby Twoja wina, lepiej odpuść tę znajomość, bo jest toksyczna.
Wracając do meritum, wydaje mi się, że nasz lęk o zachowanie drugiej osoby wynika z faktu, że nieraz sami nie potrafimy sobie wybaczyć błędu. Nie odpuszczamy, myśląc ciągle, że gdyby nie nasza głupota, nie byłoby tego wszystkiego. Tak... Ale "było, minęło" to w tym wypadku najmądrzejsze, co można powiedzieć. Nikt nie jest kryształowy i każdy czasem robi coś, czego potem żałuje. Ale życie mamy jedno i nie ma potrzeby, by marnować je na niepotrzebne wyrzuty sumienia.
Bądź dla siebie samego wyrozumiały. Skoro ktoś inny potrafi przestać rozmyślać o tym, co było, bo mu na Tobie zależy, Ty możesz tym bardziej. Wybaczaj nie tylko innym, ale też sobie. Nie trzymaj cały czas z tyłu głowy błędu, jaki popełniłeś, lecz naukę, jaką z niego wyciągnąłeś. Dasz tym sposobem sobie i innym wiele radości. Godząc się z przeszłością i akceptując ją, możesz zbudować na niej piękny zamek przyszłości. Natomiast z wiecznym poczuciem winy, stworzysz jedynie marną chatę, która runie przy najmniejszym poruszeniu niestabilnego gruntu, na którym ją postawiłeś.
Osoba, która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu, z pewnością wie, że była bodźcem do powstania posta. Mam nadzieję, ze teraz już w pełni zrozumie, jak bardzo jest ważna dlatego, że jest sobą. I że nie
musi przejmować się tym, co było, a skupić się na tym, co jest.
Pamiętajcie wszyscy: każdy z Was jest jedyny i niepowtarzalny. I nikt nigdy Was nie zastąpi. A jeżeli ktoś inny Wam wybaczył, to również dla niego powinniście puścić to, co złe, w niepamięć.

środa, 29 listopada 2017

Pod jednym dachem z pisarką... Z przymrużeniem oka :)

Postanowiłam Wam dziś opowiedzieć o mojej gehennie, o codziennym bólu, krwi i łzach. Jak to jest mieszkać z pisarką, dodatkowo, mówiąc całkiem obiektywnie, jedną z ulubionych? Uwierzcie - dla czytelnika nie jest to łatwe...
Ogólny zarys książki znam zawsze - to jest w porządku. Natomiast czasem, w drastyczny sposób, zdarza mi się poznać również szczegóły... I to naprawdę jest straszne.
Wyobraź sobie, że spokojnie siedzisz, odpoczywasz, a tu z sąsiedniego pokoju ktoś Cię woła. "Przeczytam ci coś". "Ok", odpowiadasz, bo nie spodziewasz się ataku, który podstępny pisarz zaraz na Ciebie przypuści...
A to, co słyszysz, okazuje się końcówką książki, na którą czekasz z tysiącami innych czytelników i którą chcesz przeczytać w tradycyjnej, papierowej wersji... Mówisz "Bardzo ładnie", bo co innego Ci pozostaje, i pokonany, wycofujesz się z pola bitwy, próbując zapomnieć, że co usłyszane, już się nie odusłyszy.
Takich sytuacji jest więcej. Jak widzicie, moje życie mola książkowego jest wiecznie w niebezpieczeństwie i naprawdę brakuje mi oznaczenia "Bezpieczna w miejscu powstawania powieści" na Facebooku, aczkolwiek rzadko bym go używała, ponieważ w takim miejscu nie czuję się bezpiecznie praktycznie nigdy.
Najgorzej jest, gdy wracam do domu, a tam toczy się rozmowa na temat "piszącej się" właśnie książki. Wtedy zatykam uszy i pędzę się odizolować, chowam głowę pod poduszkę, ale niestety, niewiele to daje. Jedynym ratunkiem jest ucieczka z domu, ale czasem nie mogę wyjść. To przykład kolejnej strasznej sytuacji, która dla mnie to chleb powszedni.
A co, gdy mimo wszelkich przeciwności, uda mi się dotrwać we względnej niewiedzy do wzięcia w ręce egzemplarza, jeszcze pachnącego farbą drukarską? Rozsiadam się z herbatą w wygodnym fotelu... A nade mną pojawia się ten nieznośnik, autorka, i mówi: "O, czytasz! A doszłaś już do tego momentu, gdy...". I nici z zaskoczenia. To powinno być karalne, na przykład nawiązką na rzecz poszkodowanego.
Oczywiście post pisany jest żartobliwie, z przymrużeniem oka :). Nie jest aż tak strasznie, bywa nawet ciekawie :).
Pozdrawiam Was, kochani <3.

niedziela, 26 listopada 2017

Po prostu miłość

Dość długo się nie odzywałam. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ostatnie dni były dla mnie wyjątkowe. Dlatego postanowiłam po raz pierwszy napisać coś prywatnego.
Dwa dni temu świętowaliśmy z moim Kubusiem pięć lat związku. Wiele osób, słysząc, ze to już tyle czasu w wieku dwudziestu lat, mówi: Podziwiam.
Ale czy tu faktycznie jest co podziwiać? Szczerze mówiąc, chyba nie. Tu nie chodzi o pokonywanie jak najdłuższego dystansu, jak przy biciu rekordów podczas biegania, nie jest to też walka o przetrwanie. Związek jest swego rodzaju przedsięwzięciem, ale nie mierzę go w kilometrach. Raczej w szczęściu, jakie sobie nawzajem dajemy, w kolejnych wspólnych marzeniach, jakie udało nam się spełnić, w ilości uśmiechu na co dzień i przekonaniu, że żadne z nas nigdy nie czuje się samotne.
Jestem z nas bardzo dumna. Bo praktycznie nigdy się nie kłócimy, zawsze szukamy porozumienia i wzajemnie szanujemy. Wspieramy się niezależnie od sytuacji i nawet jeżeli czasem się złościmy, to mija jak ręka odjął, bo nie umiemy się na siebie gniewać.
Czy istnieje recepta na udany związek? Nie sądzę. Każdy człowiek jest inny i do każdego należy podchodzić indywidualnie. Moim zdaniem najważniejszy jest szacunek. Traktujmy innych tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani - postępując w myśl tej zasady, mamy szansę zbudować silną i długotrwałą relację. Nie musi być idealnie, żeby było pięknie. Najistotniejsze to nie zapominać o drobnych prezentach zwykłego dnia, jak uśmiech czy uścisk. I to, by nie ograniczać drugiej osoby, lecz dać jej skrzydła, by poleciała jak najwyżej.
Ostatnio wraz z moją serdeczną koleżanką zastanawiałyśmy się, jak można nazwać związek przechodzonym tylko ze względu na to, ze trwa parę lat. A co powiedzieć o małżeństwach z 30- czy 50-letnim stażem? Kochać to zgadzać się na to, by starzeć się z drugim człowiekiem. Prawda jest taka, że jeżeli ludzie się kochają, ufają sobie i są dla siebie wyrozumiali, to nie potrzebują zmian. Związek ni ogranicza się do siedzenia w czterech ścianach i oglądania komedii romantycznych. Można podróżować, odkrywać wspólne pasje. Jeżeli tylko się chce.
Po co na siłę szukać problemu, jeśli tak naprawdę go nie ma? Dlaczego rezygnować z najlepszego przyjaciela i partnera w jednym? Ja uważam, że związek zbudowany na fundamencie przyjaźni to coś bardzo trudnego do podważenia. Bardzo pasuje mi tu złota myśl: Małżeństwa bywają nieszczęśliwe nie z braku miłości, ale z braku przyjaźni. 
Bardzo cieszę się, że trafiłam całkiem przypadkiem na tak wspaniałą osobę. Nie lubi chodzić do klubów, chętniej ogląda horrory niż romanse i często ma ochotę po prostu posiedzieć w domu, ale nie czuję, żebym w związku z tym coś traciła. Jest inny niż ja i akceptuję go takiego. Nie musi lubić wina, rozumieć mojego uwielbienia do zbierania kolejnych figurek sów czy lisków i interesować się polityką w takim stopniu jak ja. Najważniejsze, że akceptuje mnie taką, jaka jestem i nie chce mnie zmieniać. I że zawsze potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy. I że zawsze, ale to zawsze przygotuje mi kakao. Nie musi być idealny ogólnie, wystarczy, że jest idealny dla mnie.
Wszystkim życzę, by na swojej drodze spotkali taką osobę. A jeżeli już ją macie, pielęgnujcie to uczucie, ponieważ miłość naprawdę uczy latać :).

środa, 15 listopada 2017

Po burzy zawsze wychodzi słońce :)

Miłość i magia w codziennym życiu to coś, czego nieraz potrzebuje każdy. W powieści Magdaleny Witkiewicz znajdziemy obydwie te rzeczy, a także dużo ciepła oraz wiary w lepsze jutro.
Książka rozpoczyna się retrospekcją z życia głównej bohaterki, Zofii Krasnopolskiej (tak bardzo podoba mi się jej imię i nazwisko!), z czasów szkolnych. W wyniku wykroczenia, jakiego dopuszcza się zawsze wzorowa uczennica Zosia, zostaje ona wyznaczona do pomocy starszej pani, w której odnajduje najlepszą przyjaciółkę. Gdyby nie ona, życie Zofii potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale o tym musicie przekonać się sami :). Akcja toczy się w czasach współczesnych, lecz pojawiają się również fragmenty historii sprzed lat, opowiadane przez jedną z postaci.
Prócz przyjemności płynącej z lektury, z powieści możemy również wyciągnąć wiedzę na temat przed- i powojennej Łodzi, przekazanej nie w formie wykładu, lecz odnajdywanej w codzienności bohaterów.
http://www.wydawnictwofilia.pl/Ksiazka/207
Momentami książka może wydawać się naiwna, ale nie dajcie się zwieść - nic nie jest przypadkowe, o czym nietrudno się przekonać; powieść czyta się jednym tchem.
Książka jest o miłości od pierwszego wejrzenia, a także od następnego. O miłości pierwszej, ale też o tej drugiej, przychodzącej po latach. O miłości do dziecka, do rodziców, do najlepszych przyjaciół. Znajdziemy tu wiele jej rodzajów, ale nie jest to utopia. Poznamy też ból, towarzyszący stracie. Poczucie winy, to słuszne i całkiem niepotrzebne. Bohaterom nie są również obce smutek i tęsknota. Ale, zgodnie z tytułem posta, po burzy zawsze wychodzi słońce. Autorka daje nam jasny przekaz: nie należy się poddawać i to, że raz życie rzuciło nam kłodę pod nogi, nie oznacza, że zawsze już będziemy na przegranej pozycji. Historia każe wierzyć, że zła passa nie może trwać wiecznie, a złe rzeczy spotykają nas po to, żeby później mogły przyjść do nas te dobre.
Podsumowując, książka przywraca wiarę w to, że każdy z nas zasługuje, by dać sobie samemu dru

gą szansę. Pokazuje, że nawet pozornie niemożliwe do naprawienia można zmienić na dobre i że niefortunną przeszłość należy zostawić daleko za sobą, za drzwiami zamkniętymi na klucz.

Notka biograficzna
https://www.goldenline.pl/magdalena-witkiewicz/
Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów.

Jej debiutancka powieść pt. "Milaczek" została wydana w 2008 roku. Następnie w 2010 roku "Panny Roztropne". W 2012 roku ukazała się bestsellerowa powieść "Opowieść niewiernej". Pisarka prowadzi firmę marketingową Efekt Motyla. To tylko niektóre z jej powieści :).
źródło: wikipedia

poniedziałek, 13 listopada 2017

"Tylko zaginione nie kłamią"...

Człowiek (...) nie umie nauczyć się zapominania i wciąż ogląda się na przeszłość: choćby podążał najdalej i najszybciej, łańcuch podąża wraz z nim. ~Friedrich Nietzsche
Taka myśl przewodnia widnieje na pierwszej stronie "Miasteczka kłamców" Megan Mirandy. To motto idealnie pasuje do thrillera, który nie dał mi się od siebie oderwać choćby na chwilę. Z ręką na sercu: nie przewidywałam zakończenia. Tyle się już naczytałam i naoglądałam, że trudno mnie zaskoczyć. Jednak Mirandzie się udało. Z wypiekami na twarzy dosłownie pochłaniałam strona po stronie, nie mając absolutnie żadnego pomysłu, jak książka się zakończy, jak historia się zaczęła...
Zaczęła, bo większa część książki jest pisana od końca: opisywany jest dzień piętnasty, następnie czternasty i tak dalej. Nie wiesz, co zdarzyło się dzień wcześniej. Główna bohaterka, Nico Farell, pochodząca z Cooley Ridge, nie zdradza nawet najmniejszego szczegółu. Czujesz napięcie do samego końca.
Powieść ukazuje wartości wyznawane w małych, hermetycznych miasteczkach. Tam, gdzie wszyscy wszystko wiedzą, a w razie konieczności dopowiedzą sobie, co się stało. Tam, gdzie nic się nie przedawnia, a ludzie raz o coś oskarżeni pozostaną oskarżonymi w społeczności już na zawsze. Tam, gdzie czas się zatrzymał, a pudło na komisariacie policji w Cooley Ridge z dowodami związanymi ze sprawą zaginięcia sprzed dziesięciu lat pozostaje zamknięte... Póki przez podobną sprawę nie spadnie z impetem na ziemię, nie wysypią się z niego nazwiska, zeznania i dowody. Póki ludzie nie znów nie zaczną się wzajemnie oskarżać i szukać na własną rękę przyczyny zaginięcia. A to wszystko, gdy Nicolette przyjeżdża na jakiś czas do domu rodzinnego...
Co kryje rodzina Farellów? Jakie tajemnice skrywa Tyler, były chłopak Nico? Co stało się z zaginioną dziewczyną? Tą, która zniknęła teraz, i z Corinne Prescott, przyjaciółką Nico, która dziesięć lat temu rozpłynęła się w powietrzu i wszelki ślad po niej zaginął? Ta książka jest pełna niespodzianek, tajemnic i niedokończonych spraw. Przez cały czas chciałam po prostu zajrzeć na ostatnią stronę... Ale nie róbcie tego. Zakończenie jest niesamowite. Dawno nie miałam styczności z historią tak zaskakującą. Polecam ją każdemu. Może komuś z Was uda się rozszyfrować, jakie były przyczyny zaginięć? Chociaż, według mnie, jest to trudne, a wręcz niemożliwe do przewidzenia.

                                                                                    Notka o autorze
https://twitter.com/meganlmiranda
Megan Miranda jest autorką bestsellera New York Timesa "Wszystkie zaginione dziewczyny". Napisała także kilka książek dla młodych dorosłych, w tym "Złamanie", "Histerię", "Zemsta", "Odcisk dłoni" i "Najbezpieczniejsze kłamstwa". Dorastała w New Jersey, ukończyła MIT i mieszka w Północnej Karolinie z mężem i dwójką dzieci. The Perfect Stranger to jej druga powieść trzymająca umysł w ogromnym napięciu.

piątek, 10 listopada 2017

Najlepsza wersja siebie

"Nie poniosłem porażki, po prostu wymyśliłem 10 000 sposobów, które nie działają." ~Thomas A. Edison.
Gdy dziś przeczytałam ten cytat, wykrzyknęłam "Właśnie tak!", niczym Archimedes "Eureka!" podczas kąpieli. To twierdzenie znaczy dla mnie chyba tyle, ile dla Archimedesa odkrycie podstawowego prawa hydrostatyki.
Nie sądzisz, że czasem faktycznie uznajesz za porażkę coś, co jest jedynie błędnym rozwiązaniem, jednym z wielu, których próbowałeś?
Ja tak myślałam.
Często wydawało mi się, że od razu powinnam być najlepsza, jak biorę się za coś nowego. Ba, uważałam też, że powinnam umieć absolutnie wszystko. Irytowało mnie, kiedy ktoś umiał coś, czego nie umiałam ja, ale powodem nie była zawiść, tylko jakieś głęboko zakorzenione przekonanie, że powinnam zawsze bardziej, zawsze więcej, że powinnam we wszystkich dziedzinach przebijać człowieka renesansu.
I wiecie co?
To było bardzo, bardzo złe.
Ambicja to jedna z cech, które cenię najbardziej. I śmiało mogę powiedzieć: uwielbiam ją w sobie. Mam nadzieję, że dzięki niej zajdę wysoko. Ale to ambicja - nie jej przerost. To tak jak z biurokracją. Sama w sobie jest czymś niezbędnym, natomiast jej przerost - jak wiemy, to już nie jest dobre. I bardzo utrudnia życie.
Kiedyś, jeszcze w liceum, uczyłam się do sprawdzianu z historii. Zawsze miałam bardzo dobre oceny. Któregoś razu uznałam, że spróbuję uczyć się do testu inaczej - nie z książki, a z zeszytu, nie robiąc notatek, a tylko czytając. Chciałam w ten sposób oszczędzić czas. Nie pamiętam już, co dostałam, ale z pewnością nie to, co chciałam. Z początku byłam na siebie potwornie zła, ale później przyszło mi do głowy, że przynajmniej wiem, ze to nie jest sposób dla mnie, że ucząc się tak jak zwykle, nie tracę czasu, tylko wykorzystuję najlepszy sposób. Jednak, gdybym nie spróbowała czegoś innego, nie wiedziałabym, czy moja metoda to faktycznie najlepsza opcja.
I właśnie przy tak prozaicznej rzeczy doszłam do wniosku, że nie zawsze wszystko musi się udawać i że nieudane próby to tylko kolejny krok przybliżający do celu, nie porażka.
Prawdziwą porażką jest niewykorzystana szansa, zwłaszcza jeśli powodem jest lenistwo. W momencie, kiedy nie podnosimy rękawicy rzuconej nam przez życie, bo nam się nie chce, ponosimy najgorszy jej rodzaj, bo przegrywamy już na starcie.
Cytat na początku pochodzi z ust człowieka, który jest ojcem nie tylko żarówki, ale też szeregu innych wynalazków. Czy gdyby przy jednej z nieudanych prób uznał, że dalej mu się nie chce i ma dość, doszedłby tak wysoko? A gdzie bylibyśmy dziś my - czy znalazłby się człowiek, który wpadłby na tyle pomysłów i wykreślił słowa "poddaję się" ze swojego słownika? Myślę, że Edison znał swoje możliwości, ale wiedział też, że nie wszystko dostanie podane na tacy. Że musi próbować aż do skutku.
Przy okazji, ważne dla mnie jest ustalenie hierarchii wartości. Trochę gryzie mnie, że raczej nie zdobędę tytułu inżyniera - ale to po prostu nie jest dla mnie. Nie uznaję tego za porażkę. Mierzę siły na zamiary i wiem, że świetnie sprawdzam się w niektórych sprawach, ale niekoniecznie są to przedmioty ścisłe na poziomie ponadpodstawowym. Gdy znamy swoje mocne strony, łatwiej nam się przyznać do słabych. Nie ma ludzi dobrych we wszystkim. Nie jest wstydem prosić o pomoc, kiedy na czymś się nie znamy. Przecież każdy ma jakieś umiejętności lub talenty, ale nikt nie ma ich wszystkich. Gdy usiłujemy sobie udowodnić, że jesteśmy samowystarczalni i próbujemy sami naprawić zepsute gniazdko, nie mając wcześniej styczności z prądem, to jak to się może skończyć?
Bądźmy dla siebie samych wyrozumiali. Nie pobłażliwi, nie szukajmy wymówek, ale też nie stawiajmy sobie niemożliwych celów. Takie podejście się nie sprawdza, rodzi tylko życiowych frustratów, sparaliżowanych poczuciem niespełnionej misji. Z nieudanych prób wyciągajmy naukę na przyszłość, nie powód do załamania i stanięcia w miejscu. Żeby być tytułową najlepszą wersją samego siebie wcale nie trzeba umieć wszystkiego. To, co się nie udało, powinno być tylko motywacją do działania, do szukania najlepszego rozwiązania, do dalszych prób. Najważniejsze to nigdy się nie poddawać oraz znać i rozumieć samego siebie. Tego Ci właśnie życzę, przyjacielu!


wtorek, 7 listopada 2017

A dzisiaj będzie... cudownie

Wzrusza i bawi. Przywraca wiarę w bezinteresowne dobro. Pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by spróbować naprawić błędy - taka właśnie jest nowa książka Agnieszki Olejnik "Cuda i cudeńka" (wydawnictwo Filia).
Wraz z młodą Leną poznajemy mieszkańców kamienicy w niewielkim miasteczku, do którego dziewczyna przyjechała, by opiekować się chorą babcią (z którą, nawiasem mówiąc, nie ma prostego życia). Główna bohaterka jest osobą ciepłą i towarzyską, szybko znajduje więc wspólny język z nowymi sąsiadami. Dowiadujemy się, jakie problemy towarzyszą rodzinom mieszkającym pod Serafinami, kto tak naprawdę kryje się za drzwiami mieszkań. Poznajemy pasje i marzenia poszczególnych postaci. Są oni tak prawdziwi, jakby można było ich dotknąć. Ciężko mi uwierzyć, że zostali oni wykreowani przez autorkę. Zaprzyjaźniłam się z nimi, są dla mnie tak prawdziwi jak moi znajomi. Pozostaje tylko jedna zagadka: tajemniczy właściciel mieszkania na poddaszu...
To taka zwykła - niezwykła historia. Opowiada o normalnym życiu, oprószonym szczyptą magii dobra, współczucia i miłości. To takie codzienne zaklęcia, supermoce, o których czasem zapominamy, a o których "Cuda..." przypominają. Mimo że opowieść nie jest typowo świąteczna, to idealnie wprowadza w listopadowo - grudniowy czas oczekiwania na jedyną taką noc w roku :). Nie mogę doczekać się kolejnej części. Wszystko w tej po
wieści było fantastyczne. Polecam ją każdemu.


                                                                                   Notka biograficzna
http://agnieszkaolejnik.blog.pl/files/2014/06/DSC_0736.jpg
Prywatnie mama trzech synów i właścicielka czterech psów. Jest polonistką i anglistką. Mieszka w domu na skraju lasu pod wielkimi dębami. Można się domyślać, że uwielbia podróże - odwiedziła między innymi Rumunię, Estonię i kraje skandynawskie. Jest zakochana w Tatrach. Autorka książek takich jak "Ava i Tim. Droga na północ" (to książka dla dzieci), "Zabłądziłam", "Dante na tropie", "Dziewczyna z porcelany", "A potem przyszła wiosna", "Szczęście na wagę", "Ławeczka pod bzem". Prowadzi bloga "Barwy i smaki mojego życia".

niedziela, 5 listopada 2017

Aspiracja: szczęście

Tyle krzyczy się o szczęściu, żeby za nim biec, żeby ono było najważniejsze w życiu. Ale... Czym jest to szczęście?
W piątek byłam na zakupach z rodzicami. Fantastyczne było, że spędzamy czas razem, nie spieszymy się. Nie zastanawiałam się nad tym - po prostu czułam się szczęśliwa i nie musiałam tego definiować. Miło spędzony czas z rodziną, która poświęca mi czas i w ogóle świadomość, ze mam tę rodzinę sprawiły, że odczuwałam szczęście. Doszłam do tego po wniknięciu w temat, bo raczej nikt nie analizuje, czemu w danej chwili czuje się dobrze. Po powrocie do domu czekały na nas paczki, odebrane w ciągu dnia przez mojego chłopaka (szczęście, że go mam, prawda?) z między innymi z ogromną ilością książek. Fajnie było otwierać je wspólnie i mówić, co kto czyta w pierwszej kolejności. W tym dniu nawet nie chodziło o nowe rzeczy, chociaż hipokryzją byłoby mówić, że one mnie nie cieszyły. I tu przechodzimy do kolejnego ważnego problemu: podobno pieniądze szczęścia nie dają.
Czyżby?
A nie cieszy Cię nowa para wymarzonych butów? Nowe książki, laptop, meble, które możesz kupić, nie biorąc pożyczki? Nie marzysz o wakacjach nad zawsze ciepłym morzem? Nie lubisz kupować bliskim tego, o czym marzą?
No właśnie. We wszystkim potrzebne są zdrowe proporcje.
Głupotą jest mówić, że pieniądze szczęścia nie dają, chyba, że komuś odpowiada ascetyczny tryb życia, a mnie osobiście do tego daleko. Są ważne, zaczynając od tak prozaicznych rzeczy, czy na obiad zjesz zupkę chińską czy sushi, kończąc na tym, czy spędzisz urlop na Wyspach Kanaryjskich czy w ciasnym wynajmowanym mieszkaniu. Ale... Wolałabym jeść zupki chińskie z bliskimi niż mieć miliony na koncie i wiecznie być samotna, stąd mowa o proporcjach. Tyle, że to nie jest tak, że musimy wybierać między jednym a drugim.
Należy się zastanowić, co możesz zrobić, by zmienić swoje życie na lepsze. Może pora się przebranżowić. by zarabiać więcej i tym samym móc na więcej sobie pozwolić. Masz kilka kilogramów nadwagi? Rusz się, zacznij ćwiczyć. Po paru tygodniach męki pokochasz ten proces, a później także swoje ciało. Jeżeli możesz coś zmienić, a poczujesz się przez tę zmianę lepiej, należy to zrobić, ale nigdy nie iść po trupach. Szczęście budowane na nieszczęściu nigdy nie trwa zbyt długo.
A jeżeli jesteś za niski, za wysoka, masz za mały biust, trochę krzywy nos - co wtedy zrobić? Po prostu pogodzić się z tym. To są defekty, których zwykle nie widzi nikt poza nami samymi, ale nie wiedzieć czemu, właśnie o tym mówimy najwięcej. Naucz się przedstawiać siebie z najlepszej perspektywy - nie o przechwalaniu tu mowa, ale o świadomości swoich mocnych stron. Jasne, że trzeba znać też te słabe, ale niech one nas nie definiują. Gdy tak jest, czujemy się bezwartościowi, a to bardzo w byciu szczęśliwym przeszkadza.
Do szczęścia potrzebne jest również wyjaśnienie wszystkich spraw. Między innymi chowanie urazy jest tym, co ludziom spędza sen z powiek, nawet jeżeli się do tego nie przyznają. Dlatego wybaczaj innym. Dla nich też, ale jeszcze bardziej dla siebie. Poczujesz się parę kilogramów lżejszy. Jeżeli relacja była toksyczna, nie wchodź w nią znowu, lecz nie noś w sobie poczucia krzywdy.
Przede wszystkim bądź zawsze sobą. Nie musisz niczego ani nikogo udawać, by zostać zauważonym. Pielęgnuj swoje najlepsze cechy, traktuj je jak kwiaty, które przy odrobinie pracy pięknie rozkwitną. Otaczaj się ludźmi, którzy kochają Cię takiego, jakim jesteś. Jeżeli czujesz, że powinieneś coś zmienić, zrób to, ale nic na siłę.
Bądź dobrym człowiekiem. Jeżeli możesz komuś pomóc - zrób to. Nie ma potrzeby zastanawiania się i analizowania. Może uczynisz czyjeś życie odrobinę lepszym i wywołasz uśmiech na czyjejś twarzy. jednak nie zapominaj o sobie. Nie daj się wykorzystywać ani krzywdzić w imię wyższych, bliżej niezdefiniowanych wartości. Najważniejsze, byś mógł polegać sam na sobie. Wtedy będziesz mógł być oparciem również dla innych.
Spełniaj marzenia. Powoli, nie wszystko naraz, ale pamiętaj, że wspomnienia to coś, czego nikt nigdy Ci nie odbierze. Miej pasję. Jeżeli możesz uczynić z niej pracę - świetnie. Jeżeli nie, to staraj się i tak poświęcać jej jak najwięcej czasu. W końcu pasja czyni człowieka szczęśliwszym.
Co do czasu, nie marnuj go. Sam musisz zdecydować, co według Ciebie znaczy "marnowanie czasu" i po prostu przestać to robić. Będziesz miał wiele dłuższy dzień i możliwość zrobienia czegoś, co faktycznie sprawia Ci radość.
Chyba najważniejsze - doceniaj proste rzeczy. Ciesz się, że widzisz, słyszysz, że jest piękna pogoda, mniejszy niż zwykle tłok w pociągu. Nikt nie da Ci przepisu na szczęście, ponieważ każdy ma jego własną definicję, ale jest dla niego wspólny mianownik. Żyj w zgodzie z samym sobą i nie szukaj wymówek, które Cię od tego szczęścia odsuwają. Ciesz się tym, co masz, ale nie spoczywaj na laurach/ Po prostu: bądź dobry dla siebie i dla innych. Przyjmuj, co dostajesz od życia i traktuj jako piękny prezent lub naukę na przyszłość. Nie zrażaj się porażkami: niech jeszcze bardziej motywują Cię one do sięgania gwiazd.
Życzę Ci odnalezienia własnej definicji szczęścia lub, jeśli ją już znasz, byś nigdy w nią nie zwątpił.



czwartek, 2 listopada 2017

"Śmierć nadejdzie dziś" - recenzja

Wyjątkowo szybko zaczęłam wprowadzać listopadowe plany w życie :). Korzystając z wolnego dnia wybraliśmy się z chłopakiem do kina na horror w reżyserii Christophera Landona "Śmierć nadejdzie dziś". Historia jest oparta na motywie pętli czasu. Dziewczyna. Tree, budzi się w dniu swoich urodzin i tego samego dnia wieczorem zostaje zabita. Jednak budzi się znów... Tego samego dnia. Niezależnie od podjętych przez nią kroków, za każdym razem ginie. By zakończyć ten koszmar, Tree musi poznać tożsamość mordercy, żeby móc nie dopuścić do swojej śmierci po raz kolejny. Jedynym nienaturalnym aspektem jest ciągłe budzenie się po swojej śmierci przez główną bohaterkę, więc nie ma przeciwwskazań, by film obejrzały osoby, które boją się horrorów ze względu na elementy paranormalne. Film jest momentami bardzo zabawny. Polecam wszystkim dorosłym widzom.
http://www.dreadcentral.com/news/254573/jessica-rothe-talks-happy-death-day/
Jeżeli mowa o technicznej stronie, muzyka jest świetna. Genialnie buduje napięcie. Mimo że film nie był straszny, w momencie kiedy zaczynałam ją słyszeć, serce podchodziło mi do gardła. Ujęcia też potrafiły być przerażające, kiedy znienacka pojawiało się na nich coś, czego przed przed momentem nie było i czego zupełnie się nie spodziewałam... :).




                                                                      Gwiazdozbiór


http://m.imdb.com/name/nm1557329/mediaviewer/rm3988326656
Christopher Landon - reżyser, autor serii "Paranormal Activity", Jego ojciec, Michael, również był filmowcem, a także autorem.

http://www.zimbio.com/photos/Israel+Broussard/Bling
+Ring+Cast+Cannes+Film+Festival+Part/HInBXLuQCeo
Jessica Rothe - znana z filmu "La La Land". Wcieliła się w rolę Tree. Według mnie zagrała świetnie: bardzo dobrze przedstawiała emocje, od strachu po zakochanie i szczęście. Postać jest dynamiczna; przeżywa przemianę wewnętrzną.

Israel Broussard - grał w "Bling Ring". W "Śmierć nadejdzie dziś" wcielił się w rolę Cartera. W jego akademickim pokoju obudziła się Tree. Również uważam, że stanął na wysokości zadania. Polecam Wam zobaczyć, jak poradzili sobie główni bohaterowie, a także pozostali aktorzy! W tym ten, który grał mordercę... :).


środa, 1 listopada 2017

Śmierć w roli głównej

Święto Zmarłych to szczególny dzień. Czas zadumy, refleksji, tęsknoty, ale również pięknych wspomnień. Prawie każdy kogoś stracił i za kimś tęskni. W związku z tym, jeżeli chcemy wyobrazić sobie Śmierć, zwykle widzimy ją jako bezlitosną kostuchę bez serca i ciepłych uczuć. A jeżeli spojrzymy na nią z trochę innej strony? Na przykład tak, jak Markus Zusak opisał ją w Złodziejce książek?

                                                                                  Notka biograficzna
https://www.penguinrandomhouse.com/authors/59222/markus-zusak
Markus Zusak urodził się w 1975 roku w Sydney. Jest najmłodszym z czworga dzieci Austriaka i Niemki. Do napisania Złodziejki... zainspirowały go historie o III Rzeszy, bombardowaniu Monachium oraz pochodach Żydów, które z czasów wojny pamiętała jego matka. Zaczął tworzyć w wieku 16 lat, a jego pierwsza powieść została opublikowana, gdy miał 23 lata. Obecnie mieszka w Sydney z żoną i córką. Prócz pisania, jest również nauczycielem angielskiego w szkole średniej oraz gra w drużynie piłkarskiej, która, jak mówi, nigdy nie wygrywa.

Złodziejka książek

"Wydaje mi się, że ludzie lubią oglądać akty destrukcji. Zamki z piasku, domki z kart - od tego się zaczyna. Mają specjalny talent do pomnażania dzieła zniszczenia."

Dwa zderzające się światy: po jednej stronie zło, wojna, głód i przemoc, a po drugiej dzieciństwo, dorastanie, miłość do książek i drugiego człowieka. Przyjaźń, o jakiej niektórzy nawet nie marzyli. Dom, pełen krzyków cholerycznej matki, ale jeszcze bardziej przepełniony miłością. Książka nie ma na celu rodzić napięcia, trzymać w niepewności. Czytelnik przeważnie wie, czego się spodziewać, a mimo to od historii, której narratorem jest Śmierć (jak już wspominałam, całkiem inna, niż zwykliśmy ją sobie wyobrażać), a główną bohaterką dziewczynka, ciężko się oderwać. Powieść pięknie ukazuje, jak żyli zwyczajni ludzie w dobie II wojny światowej, a także jak miłość do książek może uratować życie oraz jak istotna jest pasja.
Bardzo podobała mi się również forma książki: podzielona na części, z których każda składa się z rozdziałów, kryjących się pod nazwami "aktorów" występujących w danym fragmencie. To publikacja dla każdego. Mało która historia może aż tak mocno złapać za serce i nigdy już nie puścić. To jedna z tych książek, które pozostawiają ślad po sobie już na zawsze.
Nie potrafię więcej powiedzieć o Złodziejce... nie zdradzając szczegółów. Sądzę, że nie jest to potrzebne. To powieść idealna na czas rozmyślań i nostalgii. Sięgnijcie po nią, a na pewno pokochacie główną bohaterkę Liesel Meminger razem z jej słabością do książek.

wtorek, 31 października 2017

Listopadowe plany

Zbliża się listopad, a wraz z nim nowe plany czytelnicze :). Z przyjemnością przedstawiam moich towarzyszy na pochmurne, listopadowe dni.
1. Agnieszka Olejnik - "Cuda i cudeńka", wydawnictwo Filia.
Z cudami już zaczęliśmy dziś znajomość, Póki co czyta się znakomicie.
Notka z tyłu: W małym, sennym miasteczku tylko na pozór niewiele się dzieje. Malownicza kamienica z mansardą, której szczyt zdobią dwa zamyślone anioły zwane Serafinami, skrywa pod swym dachem niejedną tajemnicę. Nieprzewidziane okoliczności sprawiają, że Lena, dziewczyna pełna marzeń i wiary w przyszłość, zostaje jej nową lokatorką. Poznaje swoich sąsiadów, nietuzinkowe postaci, które sprawiają, że życie dziewczyny staje się jeszcze ciekawsze niż dotychczas. Wśród jej nowych przyjaciół jest Francesca, ekscentryczna Włoszka po przejściach, która prowadzi mały sklepik z cudeńkami. Lena, która uwielbia zmiany, dołącza do niej. Zaczyna również korespondować z tajemniczym Borysem, właścicielem mieszkania na poddaszu, który skrywa bolesną tajemnicę.
2. Krystyna Mirek - "Światło w cichą noc", wydawnictwo Edipresse.
Notka z tyłu: Trwają przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne - przedwojenna willa i niewielki budynek obok niej.
Antek Milewski po latach wraca do domu. Zostawił za sobą porażkę życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi, wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił żonę i sześcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu?
W małym jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wyjeżdżają wtedy do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli zorganizować prawdziwą Wigilię.
Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, lecz także w sercach ich mieszkańców.
3. Kerry Lonsdale - "Nigdy nie zapomnę", wydawnictwo Znak.
Notka z tyłu: Los wywrócił życie Aimee do góry nogami. W dniu, w którym miała stanąć na ślubnym kobiercu, pochowała miłość swojego życia - Jamesa. Po pogrzebie podeszła do niej tajemnicza kobieta, twierdząc, że jej ukochany nie umarł. I choć cały świat przekonuje Aimee, że życie musi toczyć się dalej, w jej sercu wciąż tli się nadzieja i niepokój. Nie zdoła zapomnieć o przeszłości, póki nie dowie się, czy James żyje.
4. Megan Miranda - "Miasteczko kłamców", wydawnictwo Znak
Notka z tyłu: Przed dziesięcioma laty, kiedy zaginęła jej najlepsza przyjaciółka, Nicolette wyjechała z Cooley Ridge. W rodzinnym miasteczku pozostawiła bliskich, ukochanego z liceum i mroczną tajemnicę, Kiedy wydaje jej się, że cały tamten świat ma już za sobą, dostaje list: "Muszę z tobą porozmawiać. Ta dziewczyna. Widziałem tę dziewczynę". To wystarcza, by wróciła do domu.
Wkrótce po jej przyjeździe do miasteczka znika bez śladu kolejna dziewczyna. Ostatni raz widziano ją, kiedy wychodziła z lasu - tego samego, który Nicolette zna od dziecka. Tajemnica z przeszłości wraca ze zdwojoną siłą, nakręcając spiralę strachu i oskarżeń. Podejrzani są wszyscy, choć każdy ma alibi. Czy kłamstwa wystarczą, by ukryć tajemnice?
5. Jo Nesbo - "Pierwszy śnieg", Wydawnictwo Dolnośląskie
Notka z tyłu: W Oslo właśnie spadł pierwszy śnieg. Birte Becker chwali syna i męża za ulepienie bałwana w ogrodzie. Nie jest on jednak ich jedynym dziełem...
W tym samym czasie komisarz Harry Hole otrzymuje anonimowy list podpisany "Bałwan". Zaczyna dostrzegać wspólne cechy niewyjaśnionych morderstw. Odkrywa, że dochodziło do nich wraz z pierwszymi oznakami zimy. Ofiarą była zawsze zamężna kobieta, a w pobliżu miejsca zbrodni pojawiał się bałwan...
6. Eric-Emmanuel Schmitt - "Człowiek, który widział więcej", wydawnictwo Znak
Notka z tyłu: O co zapytałbyś Boga, gdybyś mógł z Nim porozmawiać?
Huk, błysk. Chwilę potem gorąca fala powietrza, która podrzuca w niebo nawet najcięższe przedmioty. Augustin niewiele pamięta z momentu wybuchu. Widział sprawcę, to pewne.
Ale kim była postać, która mu towarzyszyła? Tego Augustin nie jest pewien i nikomu nie chce o tym mówić. Od dziecka ukrywa swój dar. Widzi więcej. Widzi tych, którzy odeszli.
Czy jego niezwykła zdolność pozwoli zapobiec kolejnemu nieszczęściu?
7. Czego tu zabrakło? Oczywiście "Serca z piernika" Magdaleny Kordel (wydawnictwo Znak). Jak dla mnie to całkiem inna sprawa czytać książkę fragmentami na komputerze, a inna wziąć ją w rękę i się nią otulić, jak ciepłym szalem :).
Notka z tyłu: Klementyna - mistrzyni pachnących pierników - całe życie spędziła na walizkach. W najbardziej niespodziewanych momentach babcia Agata brała ją za rękę i ruszały w nieznane. Dziś w oczach swojej córeczki Dobrochny bohaterka dostrzega własną niepewność i strach na widok babki szykującej się do drogi. Klementyna już wie, że przyszedł czas, by zmienić swoje życie i zacząć spełniać najskrytsze pragnienia. Ale co ma z tym wspólnego lukrowana piętrowa kamieniczka jak ze snu?

Ale, ale! Mimo że książki to coś, co kocham, nie samym słowem pisanym człowiek żyje. Planuję też wybrać się do kina na któryś (lub, jeśli dobrze pójdzie, któreś) z tych filmów:
1. "Śmierć nadejdzie dziś" - horror w reżyserii Christophera Landona ("Paranormal Avtivity: Naznaczeni"), w roli głównej Jessica Rothe (grała w "La La Land").
Główna bohaterka budzi się w swoje urodziny, a wieczorem zostaje zabita. Przeżywa ten dzień nieustannie - by to przerwać, musi odkryć tożsamość swojego mordercy.
Zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=21gnLfqAcS4
2. "Po tamtej stronie" - komedia, w której mieszkaniec Helsinek postanawia otworzyć restaurację. Pewnego dnia spotyka uciekiniera z Syrii. Miedzy mężczyznami nawiązuje się nić porozumienia. Ich więź niejednokrotnie zostaje wystawiona na ciężkie próby.

3. "Pewnego razu w listopadzie" - dramat obyczajowy w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego. W filmie występują między innymi Agata Kulesza i Grzegorz Palkowski. Główni bohaterowie - matka i syn -zostają pozbawieni dachu nad głową. Kobieta trafia do przytułku dla bezdomnych, gdzie nie jest pozytywnie odbierana ze względu na swojego towarzysza - psa.

4. "Kryptonim HHhH" - w roli głównej Jason Clarke.Biograficzny thriller wojenny o człowieku, który skrywał największe tajemnice III Rzeszy.
Zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=TcKm2g9r2po
5. "Mikołaj w każdym z nas" - norweski film familijny. Opowieść o tym, jak bez pieniędzy można stać się prawdziwym Świętym Mikołajem dla bliskich.
Co do seriali, planuję skończyć "Grę o tron" i wybieram się do otwockiego teatru na "Ciotkę Karolę". Oczywiście, plany jak to plany, lubią się zmieniać, ale mam nadzieję, że uda mi się zrealizować większość z nich. A co Wy będziecie czytać lub oglądać w najbliższym czasie? Może którąś z książek już czytaliście lub chcielibyście przeczytać? Albo macie zamiar iść do kina na któryś z wymienionych filmów?
Dziękuję, że dotrwaliście do końca ❤.
P.S. Jutro moja pierwsza recenzja! :)

poniedziałek, 30 października 2017

Czemu tu jestem?

Od dzieciństwa otaczali mnie maniakalni czytelnicy książek. Nie mogło stać się inaczej - sama stałam się jednym z nich. Uwielbiam mówić o tym, co czytałam (i nie tylko o tym!), lecz również od dzieciństwa mówię nieustannie i już nikt nie chce mnie słuchać, w związku z czym postanowiłam przenieść to brzemię na całkiem nowych ludzi - na Was, moi przyszli Czytelnicy. Pamiętajcie, blog o książkach nie jest tylko blogiem o książkach - znając mnie, pojawią się tu absolutnie wszystkie tematy, które mnie interesują. A jest ich bardzo wiele. Jestem studentką. Kocham podróżować. Uwielbiam uprawiać sport. W moim życiu dzieje się dużo, a jednak wciąż za mało. Jestem wiecznie w biegu i nigdy nie mogę zdążyć ze wszystkim. Jak każda (albo prawie każda) kobieta uwielbiam zakupy. Stanowię żywy dowód na to, że lenistwo i pracowitość nie do końca się wykluczają. Jestem bezwarunkowo zakochana w rodzinie, chłopaku, przyjaciołach i wszystkich słodkich zwierzątkach tego świata. I przede wszystkim: mam ogromną nadzieję, że tu ze mną zostaniesz!
P.S. Na zdjęciu pod spodem jedna z moich pasji                                                                                         - jestem ogromną kociarą :).